Następnie, według planu, nadchodził czas wspólnego odrabiania pracy domowej. Tego, co do tej pory nie zostało zrobione. A jeśli zrobione zostało, plan i tak musiał być wypełniony.
I chociaż Żeńka mógł skończyć wszystko do jego powrotu, to zawsze znalazło się coś, co można było robić tak jakby razem. Syn ponownie siadał za biurkiem, a Mark rozkładał gazetę; lektura prasy też była uwzględniona w grafiku.
– Tato, a dlaczego Mróz to dziadek? – Żeńka pochylił głowę na ramię i, wysunąwszy koniuszek języka, kolorował noworoczną kartkę, pracę domową na poniedziałek.
– Nooo – przeciągle zaczął ojciec, odkładając dziennik. – No, pewnie dlatego, że jest bardzo stary. Na starych ludzi zawsze mówią dziadek.
– A czy ty też jesteś dziadek?
– A czy ja jestem taki stary?
Żeńka oderwał wzrok od obrazka, spojrzał na ojca.
– Noo… stary to nie. Sędziwy, pewnie.
Tak w ogóle to stary. W końcu ma już trzydzieści pięć lat. A trzydzieści pięć to dwa razy tyle, co Żeńka. Nawet więcej, prawie cztery, jeśli zaokrąglić. Oczywiście, że stary. Ale mówić tego nie trzeba, przykro. Stary, to przykro. Jak jakiś termin przydatności do spożycia, etykietka – stary.
– A Śnieżynka to babka?
– No co ty, Żeń? Jaka z niej babka? Śnieżynka to wnuczka Dziadka Mroza! Ona jest jeszcze całkiem mała.
Chciał powiedzieć «jak ty», ale w porę się powstrzymał. Oczywiście, że Żeńka jest jeszcze mały, ma raptem dziesięć lat z kawałkiem. Ale nazywać go tak nie wypada, będzie mu przykro. W sumie nie taki znów mały. Na futrynie zaznaczali ołówkiem, jak chłopiec rośnie. O, gdzie była pierwsza kreska, a teraz to – ho ho!
– A co to znaczy wnuczka?
– Wnuczka to córka syna albo córka córki tego dziadka.
– Córka córki, córka córki! – ucieszył się Żeńka. – Chmurka chmurki, chmurka chmurki!
– Skończyłeś już? Zostało pięć minut.
– Zaraz, jeszcze ciutek! – Chłopiec szybko odwrócił się do biurka i zaczął wykańczać obrazek jasnoniebieską akwarelką.
Równo po pięciu minutach wstali i przeszli do kuchni.
Przez godzinę wspólnie przygotowywali jedzenie. Przy współczesnej technice to czasu na te czynności aż nadto, zresztą można było też zamówić coś w «Kuchni domowej», ale grafik przewidywał właśnie godzinę, żeby dziecko przywykało do prac kuchennych i procesu gotowania. I w ogóle zalecano, żeby ojciec i syn codziennie spędzali ze sobą minimum dwie godziny.